4 sierpnia 2009

Ja. Ja. Ja. I jeszcze: A ja... A ja... A ja... I jeszcze: Moje. Moje. Moje. Słyszeliście to? Musieliście to słyszeć. Nie można tego nie słyszeć. Ja jest wszędzie. Ja jest wszechwładne.
Ja jestem piękny, ja jestem silny, ja jestem mądry, ja jestem dobry. I ja to wszystko odkryłem! To nieśmiertelny ironista Stanisław Jerzy Lec - celniej niż inni pokazujący fenomen przez wielu psychologów nazywany prześmiewnie jaizmem.
Okazuje się, że prawie wszyscy (pod każdym względem!) są lepsi od przeciętnych. Okazuje się też, że przytłaczająca większość z nas ma pozytywną samoocenę. Że nieomal wszyscy stosują rozliczne sposoby i sposobiki, aby nie dopuścić do pogorszenia dobrego (nadzwyczaj) mniemania o sobie, a najchętniej stosują je, aby pokrzepiać i polepszać pozytywne mniemania na swój własny temat.
Sporo uwagi poświęcamy swojej osobie. W wielu sytuacjach interes osobisty jest ważniejszy niż wszystko inne. Źle radzimy sobie z jakimikolwiek próbami kwestionowania naszej wartości, nawet w zabawie czy w żartach, o krytyce nie mówiąc.
Dziś bowiem zamiast biblijnych plag egipskich mamy inne plagi. Największą z nich jest obrażanie się. Ci, którzy czują się obrażeni (a jest ich coraz więcej i z coraz większej liczby powodów) odwołują się do rozlicznych argumentów: a to do uczuć religijnych, a to do uczuć estetycznych, a to do przekonań politycznych, a to do tzw. dóbr osobistych (dość tajemnicze to określenie) i wielu, wielu innych. Fatwa, procesy sądowe, gromy posyłane ze świątyń, opluwanie artystów - to częste konsekwencje czyjegoś obrażenia się. Ale najczęściej obrażeni domagają się przeprosin. Często myślę, że każdy z nas już od pewnego czasu powinien chodzić z pokornie pochyloną głową i transparentem, na którym słowo "przepraszam" napisane byłoby we wszystkich językach. A może słuszniej byłoby napisać: "nie przestaję przepraszać i nie przestanę". Na wszelki wypadek.
Niektórzy nazywają to kulturą honoru. Sam wolałbym mówić o kulturze (braku) humoru. O braku dystansu do siebie samego, do tego, co się lubi, czy też tego, co się ceni. O infantylnej skłonności, aby wszystko brać serio: i to, że ktoś krzywo spojrzy, i to, że ktoś pośmieje się z nas, i to, że zażartuje na temat naszych bogów. Wystarczy, że komuś coś się źle kojarzy i już ogłasza, że został obrażony. Nie jest to zjawisko bynajmniej lokalne. Co rusz słyszymy, że ktoś powinien przeprosić. Jeśli przeprosi dobrowolnie, plama na honorze zniknie, jeśli nie - zostanie przymuszony i plama też zniknie. Wystarczy być górą.
Namawiałbym do liczenia osób obrażonych, na przykład w jednym tylko dowolnym tygodniu. Ilu czuje się dotkniętych, ilu odgraża się sądem, ilu mówi o tym, że zostało zaatakowanych. Ale sprawdźmy jeszcze, z jakiego powodu są dotknięci, czym czują się obrażeni, w czym upatrują ataku. Jeśli sprawdzimy, nie wyjdziemy ze zdziwienia.
Zobaczymy jednak i to, że czai się za tym strach. Strach i skrywana niepewność co do własnej wartości, wątpliwość, czy posiadana wiedza jest słuszna, niepokój, czy wyznawana wiara jest przekonująca, obawa, czy władza jest pewna i solidna. Strach, strach strach i jeszcze raz strach! Na wszelki wypadek trzeba się więc nadąsać. Jeszcze lepiej, jeśli uda się wpędzić innych w dokuczliwe poczucie winy. A najlepiej, jeśli inni - na wszelki wypadek - będą z góry przepraszać, staną się przesadnie ostrożni i dmuchający na zimne. Jeśli to się uda, można (na chwilę, niestety) przestać się bać. I znowu: Ja jestem piękny, ja jestem silny, ja jestem mądry, ja jestem dobry. I ja to wszystko odkryłem!

autorstwa Wiesława Łukaszewskiego
źródło: "Charaktery", sierpień 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz